Torchwood – seria 4 (Miracle Day), odcinek 3 „Dead of Night”


Powrót formy. Tak mogę najkrócej opisać trzeci odcinek nowej serii Torchwood. Choć nie obyło się bez taniego efekciarstwa, to jest jednak zdecydowanie lepiej. Serial wraca do korzeni – budowania intrygującej i wciągającej historii.

Dead of Night, bo tak zatytułowano trzeci odcinek Miracle Day, przynosi zdecydowanie mniej wybuchowej akcji. Owszem jest jej trochę, ale w ilościach raczej śladowych pozwalających na budowanie opowieści. To miły oddech po pierwszych dwóch epizodach, które były przeładowane, a nie niosły ze sobą specjalnego przekazu.

Jack i Gwen zaaklimatyzowali się już w Ameryce, choć oczywiście cały czas ukrywają się przed CIA i tajemniczą organizacją, o której wiemy tylko tyle, że jej symbolem jest trójkąt. W toku śledztwa okazuje się, że w sprawę wyeliminowania z ludzkiej egzystencji zgonów zaangażowana jest firma farmaceutyczna PhiCorp. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że już od przynajmniej roku szykowała się na nadejście Miracle Day.

Dzięki współpracy z doktor Verą Juarez udaje się przeniknąć do organizacji i zdobyć dane, które posłużą do dalszych badań. Zresztą postać pani doktor posłużyła do zaprezentowania wątku miłosnego nowego bohatera – mięśniaka Rexa Mathesona. Z kolei przerażony swą śmiertelnością Jack rzuca się w szpony przypadkowego gejowskiego romansu, co nie przeszkadza mu wydzwaniać do Gwen. Jedynie postać Esther Drummond ciągle wydaje mi się dołożona na siłę, ale może w przyszłych odcinkach pokaże pazur.

Tak jak poprzednio byłem rozczarowany, tak tym razem jestem pozytywnie zaskoczony rozwojem sytuacji. Również wątek Oswalda Danesa został pięknie rozbudowany, a jego rozmowa z Jackiem to prawdziwy majstersztyk i koktajl kontrowersyjnych treści, od jakich nie Torchwood nigdy nie stroniło. Tego właśnie oczekiwałem po tej serii i wreszcie to otrzymałem. Byle utrzymać ten kierunek.

To ciągle nie jest poziom Children of Earth, ale jest zdecydowanie lepiej i serial ucieka od typowo amerykańskich rozwiązań. Znowu czuć brytyjski charakter dzieła. Oby tak dalej.

Dodaj komentarz